Pewna dziewczyna miała marzenie, aby kompleksowo pomagać ludziom, którzy mają problemy ze stopami. Od pomysłu się zaczęło. Stopniowo zdobywała wiedzę i umiejętności. Następnie spotkała na swojej drodze ludzi, których zaprosiła do współpracy. Wspólnie tworzą Gdyński Instytut Podologiczny. Dopiero zaczynają, ale dobra opinia o tych ludziach, ich podejściu do pacjentów i profesjonalizmie już krąży. Zapraszam na rozmowę z Magdaleną Bakalarz.
“Aby jak najlepiej wykonywać swoją pracę, zaczęłam się dokształcać”
– Magda, znamy się kilka dobrych lat. Pamiętam, jak kiedyś mówiłaś, że chcesz otworzyć swój własny gabinet…
– Tak, ale wtedy chodziło mi o salon typowo kosmetyczny, bo o takiej specjalizacji kończyłam szkołę.
– To jak to się stało, że jednak jesteś ekspertką od podologii?
– Po szkole kosmetycznej koleżanka poleciła mi pracę w jednym z salonów kosmetycznych. Mimo iż już wcześniej ukończyłam szkolenie z podologii, to dopiero tam nabierałam doświadczenia w tej dziedzinie. Właścicielka tego miejsca głównie zaczęła zajmować się stopami. Siłą rzeczy, aby jak najlepiej wykonywać swoją pracę, zaczęłam się dokształcać w tym kierunku. Ukończyłam Akademię Podologii w Katowicach.
– To daleko od Gdyni, w której mieszkasz.
– To prawda, ale w okolicy nie ma takiej szkoły, a nie chciałam, aby odległość przeszkodziła mi w rozwoju. W międzyczasie także brałam udział w różnych konferencjach, kongresach i szkoleniach związanych z tym tematem, aby moja wiedza była jak najszersza i bym mogła pomagać jak największemu gronu osób.Odbyłam także praktyki we Wrocławiu u Dominiki Bilik, najwybitniejszego podologa w Polsce. Ostatecznie, to właśnie ona mnie popchnęła w tym kierunku. Była zdziwiona, że do niej przyjechałam, bo jej zdaniem już wtedy miałam szeroką wiedzę oraz umiejętności. Muszę przyznać, że podbudowała moją pewność siebie, pomogła mi w podjęciu kilku ważnych decyzji. Zakończyłam swoją pracę w salonie kosmetycznym. Trochę się tam wypaliłam, potrzebowałam przerwy. Przez dwa lata opiekowałam się siostrzeńcami i szukałam lokalu dla siebie. W między czasie zaczęłam pracować mobilnie.
– Twoja siostra zauważyła, że opiekując się siostrzeńcami, nabierałaś doświadczenia w pielęgnacji stóp dzieci i teraz możesz pomagać także najmłodszym.
– To prawda. Robiłam im pedicure i manicure. Dzieci to lubiły, a ja się uczyłam odpowiedniego podejścia do nich. Moja siostra z wykształcenia i zamiłowania jest pedagogiem. Dzięki jej ogromnej wiedzy, którą chętnie się ze mną dzieliła, dziś mogę pomagać zarówno najmłodszym, jak i starszym w ich problemach ze stopami. Dostałam również zlecenie w domu seniora, co do dziś dnia jest ciekawym doświadczeniem. Tam także poznałam fizjoterapeutę Grzegorza Jachyrę. Opowiedziałam mu, że chcę stworzyć miejsce, gdzie będą świadczone kompleksowe usługi związane z problemami stóp. Zapytałam, czy nie interesowałaby go współpraca. Mówił, że zawsze się interesował ortopedyczną terapią.Wysłałam go na szkolenie wykonywania wkładek ortopedycznych i już wspólnie szukaliśmy pomieszczenia do naszej działalności.
– Trudno było znaleźć lokal?
– Pojawiały się różne opcje, ale nie spełniały one naszych oczekiwań.Czasami cena była dla nas zaporowa albo wynikały jakieś problemy, np. formalne z danym miejscem. Innym razem lokalizacja nam nie odpowiadała lub obiekt wymagał gruntownego remontu, co znowu było kosztowne. Zadzwonił w końcu do mnie człowiek, który w tym właśnie miejscu, gdzie teraz zaczynamy, prowadził swoją działalność.
– Jak Cię odnalazł?
– Na Facebooku jest grupa dla podologów, gdzie się wspieramy, polecamy, wymieniamy informacjami. On napisał post, że szuka do współpracy podologa z Trójmiasta. Zostałam polecona przez innych uczestników grupy. Jak nawiązaliśmy kontakt, to mówiłam, że szukamy lokalu. Zaproponował, że może nam tutaj wynająć pomieszczenie. Podziałaliśmy ze dwa miesiące, ale jak się później okazało,ten pan był zadłużony u właścicielki obiektu. Nie płacił jej czynszu. Zakończyli współpracę, a my się dogadaliśmy, aby to podnająć w całości.
– Ten lokal jest bardzo fajny. Ładnie wygląda. Jakie masz plany związane z tym miejscem?
– Od praktyk we Wrocławiu już wiedziałam, że chcę stworzyć takie właśnie miejsce. Miałam wizję, jak ma ono wyglądać. Chciałam zapewnić pacjentom kompleksową usługę w jednym miejscu. Dla przykładu – jeśli skoryguję klamrą wrastający paznokieć, a pacjent nie będzie miał wkładki ortopedycznej, to po zdjęciu klamry problem wróci. Odsyłanie w inne miejsca różnie się kończy. Są kolejki, a czasami sami pacjenci, czując się lepiej chwilowo sądzą, że mają problem z głowy. Niestety tak nie jest. A jak u nas Grzegorz zrobi wkładkę, indywidualnie dobraną, to terapia ma sens.
– W Instytucie są także inni eksperci. Jak nawiązałaś z nimi współpracę?
– Starając się o dotację z urzędu pracy,musiałam odbyć w tym celu szkolenie. Wtedy poznałam Maję Rynkiewicz, która jest dietetykiem klinicznym. Ją także zaprosiłam do współpracy. Bardzo fajna dziewczyna z pasją. Nie wciska gotowych receptur, tylko uczy jeść i zmienia nawyki żywieniowe. Grzegorz wprowadził także drugiego fizjoterapeutę Kaia Kucharczyka. Podzielili się zadaniami w swojej dziedzinie. Poznałam również pielęgniarkę, która zajmuje się leczeniem ran przewlekłych. Dzięki Niej możemy również kompleksowo opiekować się pacjentami ze stopą cukrzycową, ja opracowuje paznokcie i zrogowacenia na podeszwach, a Iwona zajmuje się opatrywaniem ran. Ponadto, moja wspólniczka Jola zaproponowała, aby były tutaj także usługi kosmetyczne. Dogadałam się z koleżanką, Joanną Gajewską-Pek, która zajmuje się kosmetologią estetyczną. Ja z kolei regularnie odwiedzam jej gabinet i świadczę swoje usługi dla jej klientów.
– Czy czujesz, że jesteś w odpowiednim miejscu?
– Tak. Poczułam to pierwszy raz, gdy podczas porządków i przygotowywania tego miejsca do otwarcia, usiedliśmy z ekipą ok.jedenastej w nocy. Malowaliśmy wcześniej ściany. Zrobiliśmy sobie kawę i herbatę. Nie chciałam wcale stąd wychodzić. A najbardziej to czuję kiedy z powodzeniem kończę jakąś terapię i pacjent umawia do nas całą rodzinę. Wtedy wiem, że jestem na właściwym miejscu, a moi pacjenci czują się tutaj bezpiecznie.
“Mam świetny zespół. To wspaniali ludzie i specjaliści z pasją do swojej pracy”
– Co poradzisz innym, którzy mają marzenia, ale wątpią przy pierwszych trudnościach i szybko się poddają?
– Najważniejsza jest wizja. Jeśli widzisz ją wyraźnie oczyma wyobraźni, wierzysz w nią, czujesz całym sobą, to tylko kwestia czasu, aż się urzeczywistni. Na drugim miejscu postawiłabym wiarę. Niezachwianą wiarę w powodzenie. W brew pozorom to trudne, sama uczyłam się tego bardzo długo, to trzeba naprawdę poczuć w głębi siebie.
– Czy Ty miałaś wątpliwości?
– Nie do końca wierzyłam na początku, że uda nam się wynająć to miejsce, bo właścicielka chciała wysoką opłatę, a nas nie było na to stać. Mimo to gdzieś w głębi czułam, że to jest moje miejsce, jest idealnie takie jak sobie wyobrażałam. Począwszy od osobnej łazienki z prysznicem dla personelu, poprzez duże gabinety dające możliwość rozwoju, a kończąc na kolorystyce podłogi. Nawet na fb miałam cały czas wpisane, że tutaj pracuję. W końcu udało nam się wynegocjować niższą cenę.
– Widzę, że rozsądnie podchodzisz do marzeń. Jak nie było Cię na coś stać, to nie porwałaś się z przysłowiową motyką na słońce, np. zaciągając szybki kredyt?
– Nie. Trzeba też mierzyć siły na zamiary. Nie chodzi o to, żeby splajtować w pierwszych miesiącach, w końcu chcemy zacząć zarabiać, aby dalej móc się rozwijać i poszerzać usługi, a nie tylko pracować na opłaty.
– Czego Ci życzyć?
– Wielu zadowolonych pacjentów i oby mi się zespół nie zmieniał, bo to są naprawdę wspaniali ludzie i dobrzy specjaliści.
– Trzymam kciuki. Dziękuję za rozmowę.
Zdjęcia: archiwum Magdy